"O pewnej wizycie, czyli list p. Jurkowskiej"

"O pewnej wizycie, czyli list p. Jurkowskiej"

Był 1 października 2004 roku, chłodny, jesienny dzień. W kancelarii szkoły pojawili się państwo Twardowscy. Podczas krótkiej rozmowy w sekretariacie przedstawili cel swojej wizyty. Interesowali się szkołą, zwłaszcza jej historią. Ponieważ w tym dniu z powodu służbowego wyjazdu nie było dyrektora szkoły, zostałam poproszona o rozmowę z państwem, gdyż jako nauczycielkę j. polskiego ciekawiła mnie historia miejscowości, szkoły, próbowałam pozyskać jakieś pamiątki, ustalić " coś więcej" o Lewniowej . Nie przypuszczałam jeszcze wtedy, że dzięki tej wizycie na światło dzienne pokaże się nieznany dotąd fragment historii naszej szkoły poparty rodzinnymi pamiątkami, fotografiami.
Pani Krystyna Żytkowska z d. Jurkowska opowiedziała mi, że obecnie mieszka w Warszawie, a odkąd przeszła na emeryturę , podróżuje wraz z mężem, Zdzisławem Twardowskim ( zarażona Jego pasją) po ciekawych miejscach naszego kraju dokumentując je na fotografiach .
Jesienią tego roku postanowili odwiedzić Lewniową , miejsce, gdzie p. Krystyna przyszła na świat (1934 ). Okazało się, że jest młodszą z córek byłego kierownika szkoły p. Wiktora Błażeja Jurkowskiego pełniącego tę funkcję od września 1933 roku. Dostępne w szkole stare kroniki prowadzone były od 1945 roku przez nieznanego autora. W nich też zapisano informację ,że obecny budynek szkoły powstawał w latach 1936-1939 , co w świetle przekazanych później informacji ulega zmianie.
Moja rozmówczyni pamiętała ,że ojciec jej był kierownikiem szkoły - drewnianej, starej, cuchnącej pleśnią, zagrzybionej, z rodzicami i siostrą mieszkała u p. Gądka przy tzw. " dolnym gościńcu" , tam też stał budynek szkoły. Wspominała też pożar szkoły w 1936 roku oraz fakt, że po ojcu , kierownictwo szkoły objęła Jej matka, Maria Ewelina Jurkowska. Zapewniła , że Ona i jej starsza siostra Romana są w posiadaniu dokumentów potwierdzających w/w informacje i przekażą je niezwłocznie jako dowód. Była ogromnie szczęśliwa, że może przyczynić się do odkrycia części historii , choć nie tak odległej , to jednak nie mającej potwierdzenia w kronikach szkoły.
Po rozmowie ze mną państwo Twardowscy wyrazili chęć obejrzenia szkoły, na zakończenie zrobili kilka pamiątkowych zdjęć. Ogromne wrażenie wywołała u p. Krystyny wiadomość, że za kilkanaście dni odbędzie się uroczystość oddania do użytku nowego budynku szkoły (prawdopodobnie trzeciego w dziejach wsi ). Pozwoliłam sobie w zaistniałej sytuacji w imieniu dyrekcji i grona pedagogicznego , ustnie zaprosić na nią p .Krystynę wraz z mężem .Wyraziłam jednocześnie ubolewanie, że do spotkania doszło w przeddzień otwarcia szkoły, gdyż mogliby otrzymać specjalnie na tę okoliczność przygotowane imienne zaproszenie wraz z folderem promującym miejscowość i szkołę.
Pani Krystyna przyjęła zaproszenie. Jej przyjazd był jednak dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem., gdyż nie obiecywała, że się pojawi Podczas rozmo wy z dyrektorem szkoły Zbigniewem Stanuszkiem przekazała cenne dokumenty, fotografie oraz ciekawy list przedstawiający wycinek z życia rodziców, p. Jurkowskich, .pisany ręką Jej siostry Romany.

Informacje o byłych kierownikach i dyrektorach zostały zaktualizowane dzięki wizycie Pani Żytkowskiej - Twardowskiej, która odwiedziła nasza szkołę i przekazała cenne materiały związane z pracą swoich rodziców, p Jurkowskich.

Tekst listu - wspomnień ( W ORYGINALNYM BRZMIENIU) przekazanych wraz z dokumentami byłego kierownika szkoły w Lewniowej p. Jurkowskiego

Mława, 6.X. 04

W końcu sierpnia 1933 roku p. Wiktor Błażej Jurkowski , nowy kierownik Publicznej Szkoły Powszechnej przyjechał do Lewniowej i zajął się organizowaniem nowego roku szkolnego 1933/ 34 . Szkoła była stara, mała, drewniana , kryta strzechą, bardzo wilgotna i zagrzybiona. Były w niej dwie małe izby szkolne oraz niewielkie mieszkanie dla kierownika. Kierownik to mój ojciec. Zamieszkał w Lewniowej sam, bo moja mama, też nauczycielka, dostała przeniesienie dopiero od półrocza czyli w styczniu 1934 r. Lewniowa była biedną , podkarpacką wsią. Wszystkie domy były drewniane, wiele krytych strzechą , tylko nieliczne dachówka. Wiele chałup nie miało podłogi tylko polepę gliniana . Ale ludzie byli spokojni, uczynni, uczciwi choć ciemni. W roku 1936 na początku wakacji w szkole wybuchł pożar.
Lato było wyjątkowo upalne. Rodzice nasi ledwie uratowali trochę książek i rzeczy osobistych Większość rzeczy spłonęła . Właśnie jedli obiad i nie widzieli że dach koło komina zaczyna płonąć. Nadbiegli z krzykiem ludzie, ale niewiele mogli pomóc. Szkoła spłonęła w ciągu kilkunastu minut. Bezdomnego kierownika z rodziną przyjął do swojego , nowo wybudowanego domu jeden gospodarz- Jan Gądek. Sam Jan Gądek z rodzina mieszkał w swoim starym domu, a my w nowym. Ojciec mój rozpoczął energiczne starania o wybudowanie nowej szkoły. Lekcje odbywały się w wynajętych przez gminę izbach, a na wiosnę w 1937 roku rozpoczęła się budowa nowej, murowanej, dużej , pięknej szkoły. Wybudowano ją na wzgórzu przy tzw. górnym gościńcu .Tutaj ewentualna powódź jej nie groziła. Szkoła miała kilka izb lekcyjnych, a na piętrze zaplanowano mieszkanie dla kierownika. 1 września 1938 r w nowej szkole rozpoczęła się nauka .Mieszkanie dla kierownika jeszcze nie było gotowe. Mój ojciec w tym czasie dostał przeniesienie do innej wsi a kierowniczką szkoły została moja mama Maria Ewelina Jurkowska. Musiałyśmy razem z mamą zamieszkać bliżej szkoły, bo zagroda Jana Gądka była przy tzw. dolnym gościńcu, zbyt daleko od szkoły. A drogi w Lewniowej były fatalne. W czasie deszczu zamieniały się w potoki pełne kamieni, błota, gliny. Domy rozrzucone były po okolicznych wzgórzach, często oddalone od siebie po kilkaset metrów. Ludzie chodzili ścieżkami, polami, miedzami. Szkoła była więc jedynym murowanym budynkiem z piętrem. Oprócz mojej mamy uczył też nowy nauczyciel p. Dąbala. Kościół był w Biesiadkach . Stamtąd przyjeżdżał na religię ksiądz Pudełko. Mój ojciec należał do ZNP - ognisko było w Czchowie. W końcu czerwca 1939 r odbyło się uroczyste zakończenie roku szkolnego. Specjalnie sprowadzony fotograf ustawił wszystkie dzieci na schodach prowadzących do szkoły i zrobił dwa zdjęcia. A na nas czekał już wóz wyładowany naszymi rzeczami. Jechaliśmy z Woli Radłowskiej ok. 36 km, gdzie czekał na nas nasz ojciec. Dzieci z płaczem żegnały moją mamę. Cały wóz był zarzucony kwiatami.

 

Opisała te wspomnienia córka Jurkowskich
Romana Gastołek- Glibowska z d. Jurkowska

Opracowała: Aldona Bach